Przejdź do głównej zawartości

Z dziennika podróży - Toskania, część 1

dzień pierwszy - czwartek

Pierwszy etap podróży. Wyjechaliśmy po śniadaniu w kierunku Koszalina. Po drodze przystanek w letniej chacie mojej mamy na kawę i pyszne, agrestowe ciasto.
W Koszalinie jesteśmy około 15.00. Trochę spaceru po mieście, ostatnie pakowanie, wpisanie w pamięć nawigacji miejsc noclegowych i docelowego adresu w Toskanii i wczesne (względnie) pójście spać.


dzień drugi - piątek.
Ruszamy rano, o 7.30. Mamy w palnie przejechanie 940km, do Monachium.
Podróż idzie gładko, po autostradach dobrze się podróżuje, około 14.00 zatrzymujemy się na obiad ciesząc się, że zostało już tylko trochę ponad 300 km i za 3-4 godzinki będziemy na miejscu.

autostrada w Niemczech

Tak to jest, jak się dzieli skórę na niedźwiedziu - po godzinie jazdy utknęliśmy w korku, w którym stojąc lub jadąc ślimaczym tempem, spędziliśmy ponad dwie godziny.
W międzyczasie mijaliśmy Bayreuth:
"nawet na widok Klaudyny z roztrzepanymi włosami i w kantonierze na bakier ledwo się uśmiechnęłam, kiedy na placu przed dworcem zaczęła potrząsać mi przed nosem dymiącą kiełbaską, którą trzymała w garści. - Patrzcie, co kupiłam! - wołała - u takiego kogoś w rodzaju listonosza. Tak, Renaud, listonosza! Ma te kiełbaski w takiej torbie z wyprawionej skóry i wyławia je stamtąd widelcem, jak węże. nie musi się pani wcale krzywić, pani Marto, są wyśmienite. Poślę Melanii i powiem jej, że to się nazywa Wagnerwurst... Oddala się tanecznym krokiem, ciągnąc za sobą swego łagodnego męża w stronę pomalowanej na lila Konditorei, gdzie ma zamiar zagryzać kiełbaską bita śmietanę..."
Colette "Klaudyna odchodzi"
Podnóże Alp jest malownicze, mijaliśmy miasteczka z domami krytymi dachówką i kościelna wieżą z zegarem każde. W oddali migały przycupnięte na wzgórzach, między lasami, małe zamki czy dwory. Za oknem migały żółtozielone pola i plantacje chmielu z wysokimi tyczkami.
Po 18.00 dotarliśmy do Motelu One w Putzbrunn pod Monachium.


dzień trzeci - sobota.
Pobudka po 6.00, śniadanie o 7.00 i w drogę.Wjechaliśmy w Alpy. Są piękne. Nigdy nie myślałam, że są aż tak urokliwe. Wysokie, skaliste, ułożone planami jedne za drugimi. Na zboczach widać zamki i stanice broniące niegdyś przejść przez przełęcze, pałace, forty i malownicze ruiny.

alpejskie widoki

No i są wielkie, znaczy rozległe. I coraz wyższe i wyższe, aż w końcu zobaczyliśmy w oddali te najwyższe, pokryte śniegiem z jęzorami lodowców.
Przejechaliśmy na teren Włoch. Podróż zaczęła być coraz bardziej ekscytująca, bo droga biegła estakadami i tunelami. Z mostu w tunel, z tunelu na most - a w dole doliny z rzekami, drogi wijące się wzdłuż ich brzegów.

przejazd przez jeden z tuneli

We Włoszech jechaliśmy wolniej, roboty na drodze, korki przy dużych miastach. Minęliśmy Bonzano, Veronę a w końcu wyjechaliśmy na autostradę okalająca Florencję.
I właśnie tam, 40 km od celu, nasza MIO (nawigacja) odmówiła posłuszeństwa. Możliwe, że się przegrzała wisząc na szybie, w słońcu, przez tyle kilometrów, w każdym razie musieliśmy się przestawić na mapę i wskazówki dojazdu.
Trafiliśmy. O 18.30 stanęliśmy w Fattorii Di Castiglionchio, a uczucie satysfakcji wypełniało mnie po brzegi. Tak, zrobiłam to! Przejechałam 1800 km w dwa dni.

Fattoria Di Castiglionchio

Komentarze

  1. Widoki bardzo malownicze :D
    Rzeczywiście TO zrobiłaś, mistrzu kierownicy. ;DD
    I zmieniłaś tło na jasne - widać, że jesteś wygrzana słońcem.:)))

    OdpowiedzUsuń
  2. To naprawdę imponujące :) widać kobieta jak chce to może!

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj, tak Alpy są majestatyczne i przepiekne. NIby góry, jak góry, ale wrażenie robią.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zasiadłam do Twojego dziennika podróży. Agrestowe ciasto i pachnące przepysznie pieczone kiełbaski! :-) Przypomniało mi się, że w dzieciństwie lubiłam agrest, taki prosto z krzaka :-) Całe wieki nie jadłam agrestu! Plantacje chmielu, ech, popić dobrym piwem taką kiełbaskę to niebo w gębie :-))
    No i chętnie bym kiedyś pojechała i zobaczyłam Alpy na własne oczy :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. :))) Agrest, kiełbaski... Miriel, wciąż mnie zadziwiasz, ale zupełnie pozytywnie :)

    W Alpy tez bym pojechała, bo to przemknięcie ledwo można nazwać muśnięciem wzrokiem ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. A w takich Alpach, kto wie, może udałoby się znaleźć zaczarowany dom, w którym pod cieniem gór, nad wesoło szemrzącym strumieniem, mieszka wciąż Elrond :-)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Miło mi, że do mnie zaglądasz :) Bardzo mnie to cieszy, jak i każde kilka słów pozostawione przez Ciebie w komentarzach.
Życzę miłego dnia, pozdrawiam serdecznie i zapraszam ponownie :)