Za oknem śnieży, o tak: ale to żaden ewenement, teraz śnieży u każdego i każdy ma już pewnie dość zimna. Próbuję spojrzeć na pogodę obiektywnie, przypominam sobie, że jak Młody miał dwa lata to chodziłam z nim zjeżdżać na sankach w kwietniu; przekonuje siebie samą, że jakby to była połowa grudnia to wszyscy byliby zachwyceni taka piękną, śnieżną zimą i nadchodzącymi "białymi świętami". Próbuję, ale trochę mi to nie idzie. Nic nie poradzę na to, że wolałabym widzieć już kolor zielony zamiast białego. Na balkon codziennie rano przylatuje wielkie stado czyżyków i dzwońców - zjadają wszystko co znajdą i lecą dalej. Wtedy wychodzę i dosypuję do karmnika następną porcję ziarek dla sikorek, grubodziobów, dzięcioła, zięb i kosów. Codziennie też pojawia się wiewiórka. Znaczy jedna z trzech, bo udało się nam doliczyć trzech sztuk jednocześnie na balkonie. A że wszystkie rude to nie wiem czy ta codzienna to wciąż ta sama czy się wymieniają. W każdym razie wiewióra zjada uszykow...