Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z listopad, 2010

zza foliowych woali

sweet home tea?

Mam w domu malowanie. Trwa od ponad dwóch tygodni i moje nerwy, jaki i siły fizyczne, są na wykończeniu. Ostatnio front robót przeniósł się do kuchni, w rezultacie cała zawartość szafek została wyekspediowana na podłogę w sąsiednim pokoju. Teraz wygląda tam jak w sklepie o szumnej nazwie "Artykuły Pochodzenia Zagranicznego", a w rzeczywistości zawierającego rzeczy pochodzące z niemieckich wystawek. Jedyna różnica to ta, że jest to polska wystawka ;)

Śniadanie u Tiffany'ego, podwójnie

Jakiś czas temu wpadłam w księgarni na opowiadania Capote Truman'a. W zbiorku było "Śniadanie u Tiffany'ego", więc nie ulegało wątpliwości, że kupię tę książkę. Byłam ciekawa. Ciekawa opowiadania, bo zarówno o nim, jak i o filmie z Audrey Hepburn, słyszałam, znam fotosy z tego filmu, ale jakoś nigdy nie miałam okazji go obejrzeć. Opowiadanie przeczytałam jakieś pół roku temu. Czy się podobało? Owszem. Lubię nastrój opowiadań z tego okresu. Ameryka, ale jakaś spokojniejsza niż obecnie pokazywana, Nowy York już nie zasypiający nocą, ale jeszcze pusty wczesnym świtem. Wczoraj trafiłam w sklepie na film "Śniadanie u Tiffany'ego". Klasyka. Kupiłam. Obejrzałam. Wczoraj raz, dziś drugi raz i jeszcze pół, i pojedynczy fragment... Rany, nie na darmo został okrzyknięty klasyką gatunku. I pomyśleć, że straciłam tyle czasu nie znając go, ale jakie to szczęście, że już go znam. Film, który na zakończenie wycisnął mi łzy z oczu, łzy wzruszenia i ciepły uśmiech na sam