Dwa lata temu kupiłam u Pimposhki cudowną wełenkę, mieszankę baby alpaki z jedwabiem, ufarbowaną na piękną świerkową zieleń. Pisałam o tym ( klik ), a potem długo zastanawiałam się cóż z niej zrobić. Jest cienka i delikatna, śliska od jedwabiu toteż na moich metalowych drutach 3.o robótka wychodziła dziurawa i o nierównych oczkach. Zrobiłam podejście do szalika robionego ściegiem herringbone ( klik ). Robiłam na akrylowych 4.0, tym razem oczka udało utrzymać się tej samej wielkości, ale im szalik był dłuższy tym bardziej okazywało się, że ma tendencje do zwijania się. Wyrobiłam jeden motek, 100 gram, i doszłam do wniosku, że nie chcę takiego szalika. Poleciał do pudła i czekał. Gdzieś dwa tygodnie temu miałam wieczór destrukcji, toteż sprułam malinowy sweter z dropsowej baby alpaki silk (był za duży) i przy okazji sprułam również jodełkowy szalik. O ile malinową włóczkę musiałam przewinąć na pasma i uprać, by ją wyprostować, to wełenka od Pimposhki zniosła pół roku leżenia w robót...