Mgliste dni. Złotolistne, mleczne od mgły i mokre od mżawki. Mój ogród zasypia przykrywając się brunatnymi liśćmi jabłonek, pomiędzy którymi, nieśmiało błyskają fioletem marcinki. Funkie rozkładają szeroko zważone mrozem złoto-żółte liście. Tylko róża okrywowa o drobnych białych kwiatach kwitnie jak oszalała. Otwiera, jedna za drugą, całe kiście kwiatów, a następne pączki już czekają w pogotowiu. Będzie tak kwitła aż do dużych mrozów, aż biały śnieg poplami brązowymi plamami porcelanowe płatki. Dziś, idąc do sklepu, wysypałam kawałki czerstwego ciasta na skraju boiska. Wracając zobaczyłam osiem srok kołujących, lądujących, podskakujących koło jedzenia. Eleganckie, w smokingach, jak grupka łobuziaków podlatywały, nabierały w dzioby po dwa, trzy kawałki i odlatywały na okoliczne drzewa by zjeść w spokoju. Stałam po drugiej stronie ulicy i przyglądałam się im. Opalizująca zielenią i fioletem czerń skrzydeł, wachlarz ogona rozpostarty przy lądowaniu, biel piersi i bystre zerknięcia na bo...