Lało całą noc. Rano też lało. Zmoknięte sikory okupują karmnik próbując najeść się jak najszybciej i uciec gdzieś przed deszczem choć trochę. W pokoju, pod drzwiami balkonowymi, Haker urządza koncert - miałki, pomruki, przeciągłe jęki, walenie łapami w szybę, znów gardłowe śpiewy. - Wyyyypuść mnieeee... noooo wyyyypuuuść! Niewzruszona ignoruję kota. Co roku, koty tracą wstęp dzienny na balkon w momencie ustawienia tam karmnika. Po zmroku, proszę bardzo, mogą wychodzić i siedzieć tam, ale w dzień nic z tego. Po piętnastu minutach jęków Haker zrezygnował. A może nie zrezygnował, a pomyślał? Bo ten kot, nagle odszedł od szyby i poprosił o wypuszczenie na dwór - drzwiami. Cóż, drzwiami kotom wolno wychodzić, oknem na parterze też, więc wypuściłam. Pięć minut później Haker dobija się do okna. Wstaję by go wpuścić, jeszcze z oczami w monitorze, uchylam okno i... No tak, kocisko dzierży w zębach modrą sikorkę. Trzyma ją precyzyjnie, za kark tak, że łepek niknie w pysku. Sikorka nawe...