Dwa dni temu mój ulubiony obiektyw wypowiedział współpracę. Dokładnie to wydał z siebie ciche rzężenie i w ten sposób zażądał urlopu. Załamałam się deczko, bo robię nim wszelkie zdjęcia, jest szalenie wszechstronny – ogniskowa 18-200 – ładnie ostrzy, ma stabilizację obrazu i, mimo że ma szklane soczewki, nie jest ciężki. Teraz już takich nie robią, niestety. Zawiozłam go do serwisu i czekam na orzeczenie technika. Spakowałam body D80 do szafki i tymczasowo wyciągnęłam body D700 i obiektyw 50mm (stałoogniskowy, znaczy bez zooma) i „się przestawiam”. Ten D700 mam już od dawna, ale wstyd przyznać, przygnębia mnie swoimi możliwościami. Jest za mądry. Jak na mój gust to brakuje mu tylko wodotrysku ;) Wiem, że jest lepszy od D80, ma pełną klatkę, ale… Przy okazji tej awarii i grzebania w szafce okazało się, że mam w domu łącznie… dziesięć (!) aparatów fotograficznych ( w tym jeden męża). Z różnych epok, ściśle mówiąc, żeby nie było, że kupuję maniak...