Wysoko w górach jest kryształowe powietrze.
Kiedy mi to mówiono, zawsze uśmiechałam się leciutko, bez przekonania. Bo czemuż miało by się aż tak różnić od tego na nizinach?
Od tego w mieście - owszem. Miejskie jest ciężkie od spalin i obecności ludzi. Jest gęste. I śmierdzi.
Lecz wystarczy las - głęboki, duży, sosnowy - i już pachnie tylko żywicą, mokrymi trawami, kłującym jałowcem i macierzanką porastającą nagrzany słońcem piasek. Zdawało mi się, że powietrze w górach nie może być dużo inne - pachnie może świerkiem zamiast sosną, ale to już drobna różnica, bez znaczenia.
Potem byłam w górach.
Wysoko.
Nad chmurami.
I powietrze było z kryształów.
Kiedy mi to mówiono, zawsze uśmiechałam się leciutko, bez przekonania. Bo czemuż miało by się aż tak różnić od tego na nizinach?
Od tego w mieście - owszem. Miejskie jest ciężkie od spalin i obecności ludzi. Jest gęste. I śmierdzi.
Lecz wystarczy las - głęboki, duży, sosnowy - i już pachnie tylko żywicą, mokrymi trawami, kłującym jałowcem i macierzanką porastającą nagrzany słońcem piasek. Zdawało mi się, że powietrze w górach nie może być dużo inne - pachnie może świerkiem zamiast sosną, ale to już drobna różnica, bez znaczenia.
Potem byłam w górach.
Wysoko.
Nad chmurami.
I powietrze było z kryształów.
:)
OdpowiedzUsuńTo jest jak wiersz :))
Ogromnie podoba mi się taka mała forma poetyckiej opowieści :) Uwielbiam Twoje pointy Wiewióreczko :)))