Czasem mam wrażenie, ze przestałam lubić swój dom.
Nie, żebym chciała go zmienić, wyprowadzić się, o nie! Dalej uważam że dobrze się w nim mieszka. Ale czasem... czasem przestaję go lubić.
Objawy tego "nielubienia" to przebłyski niechęci, kiedy znów trzeba odkurzyć, ignorowanie zakurzonych półek i pełne urazy spojrzenia na zapłakane deszczem i kurzem okna. Wzdycham, że znów trzeba by coś zrobić dla niego, pogłaskać, dopieścić, poukładać...
A tak bardzo chciałam go mieć. Tak mi na nim zależało. Przecież mieszkając po ślubie w 12 metrowym pokoju snułam marzenia o własnym domu, koniecznie kilka pokoi i duża kuchnia i spiżarnia... no i ogród... Wtedy te marzenia wydawały mi się nieosiągalne. A teraz mam wrażenie, że czuję się zmęczona tym, że spełniając się rozmieniły się na drobne.
Pewnie marudzę.
Pewnie mi po prostu za dobrze.
Pewnie powinnam dostać klapsa od życia, dla równowagi, żeby znów mi się wszystko podobało...
Ale ja bym chciała tak bez klapsa.
Chciałabym, znów poczuć pasję i radość z faktu posiadania domu.
Chciałabym znów zobaczyć w nim spełnienie marzeń, a nie pasmo monotonnych obowiązków.
Nie, żebym chciała go zmienić, wyprowadzić się, o nie! Dalej uważam że dobrze się w nim mieszka. Ale czasem... czasem przestaję go lubić.
Objawy tego "nielubienia" to przebłyski niechęci, kiedy znów trzeba odkurzyć, ignorowanie zakurzonych półek i pełne urazy spojrzenia na zapłakane deszczem i kurzem okna. Wzdycham, że znów trzeba by coś zrobić dla niego, pogłaskać, dopieścić, poukładać...
A tak bardzo chciałam go mieć. Tak mi na nim zależało. Przecież mieszkając po ślubie w 12 metrowym pokoju snułam marzenia o własnym domu, koniecznie kilka pokoi i duża kuchnia i spiżarnia... no i ogród... Wtedy te marzenia wydawały mi się nieosiągalne. A teraz mam wrażenie, że czuję się zmęczona tym, że spełniając się rozmieniły się na drobne.
Pewnie marudzę.
Pewnie mi po prostu za dobrze.
Pewnie powinnam dostać klapsa od życia, dla równowagi, żeby znów mi się wszystko podobało...
Ale ja bym chciała tak bez klapsa.
Chciałabym, znów poczuć pasję i radość z faktu posiadania domu.
Chciałabym znów zobaczyć w nim spełnienie marzeń, a nie pasmo monotonnych obowiązków.
to tylko jesień;)))
OdpowiedzUsuńTez mam nadzieje, ze to tylko jesien ;)
OdpowiedzUsuńTrzymaj sie cieplo! Wiosna juz za kilka miesiecy ;))
PS. Zapomnialam Ci napisac, ze juz od pewnego czasu (dluzszego...) moge u Ciebie komentowac tylko z Mozilli, z Opery nie moge :(( Mialam nadzieje, ze byl to przejsciowy problem, ale okazuje sie ze niestety nie :(
A ja się w Twoim domu czułam się bardzo dobrze :-) i go polubiłam. Twoje koty tez najwyraźniej go lubią, a co lubią koty, to jest dobre :-) Ja się tym kieruję: kupiłam nowe łóżko i od razu obie kotki ułożyły się na materacu - znaczy: to był dobry zakup :-)
OdpowiedzUsuńWiesz Wiewióreczko, wydaje mi się, że po prostu jesteś zmęczona. Domowe obowiązki to praca 24 h na dobę, a przeciez nie tylko tym się zajmujesz. Kiedy nie zotaje za wiele czasu dla siebie, nadchodzi czas, kiedy jest pochmurno i energii jest mniej, nic dziwnego, że ogarnia zniechęcenie. Jeśli można, warto sobie niektóre obowiązki zwyczajnie "odpuścić", zapytać siebie, czego Ty chcesz przede wszystkim, a wypucowane na błysk podłogi ;) moga poczekać. Szczęśliwsza właścicielka domu- szczęśliwy dom :)
OdpowiedzUsuń