Lało całą noc.
Rano też lało.
Zmoknięte sikory okupują karmnik próbując najeść się jak najszybciej i uciec gdzieś przed deszczem choć trochę.
W pokoju, pod drzwiami balkonowymi, Haker urządza koncert - miałki, pomruki, przeciągłe jęki, walenie łapami w szybę, znów gardłowe śpiewy.
- Wyyyypuść mnieeee... noooo wyyyypuuuść!
Niewzruszona ignoruję kota. Co roku, koty tracą wstęp dzienny na balkon w momencie ustawienia tam karmnika. Po zmroku, proszę bardzo, mogą wychodzić i siedzieć tam, ale w dzień nic z tego.
Po piętnastu minutach jęków Haker zrezygnował. A może nie zrezygnował, a pomyślał?
Bo ten kot, nagle odszedł od szyby i poprosił o wypuszczenie na dwór - drzwiami. Cóż, drzwiami kotom wolno wychodzić, oknem na parterze też, więc wypuściłam.
Pięć minut później Haker dobija się do okna. Wstaję by go wpuścić, jeszcze z oczami w monitorze, uchylam okno i...
No tak, kocisko dzierży w zębach modrą sikorkę. Trzyma ją precyzyjnie, za kark tak, że łepek niknie w pysku. Sikorka nawet już nie drga, widać, że kompletny trup.
Pogłaskałam kota (cóż zrobić) podziękowałam za propozycję podzielenia się łupem i wypchnęłam za okno. Zeskoczył na trawę i tam wypluł ptaszka i rozpoczął nad nim kulinarne medytacje.
Dalszego ciągu relacji nie będzie, bo odeszłam od okna.
Rano też lało.
Zmoknięte sikory okupują karmnik próbując najeść się jak najszybciej i uciec gdzieś przed deszczem choć trochę.
W pokoju, pod drzwiami balkonowymi, Haker urządza koncert - miałki, pomruki, przeciągłe jęki, walenie łapami w szybę, znów gardłowe śpiewy.
- Wyyyypuść mnieeee... noooo wyyyypuuuść!
Niewzruszona ignoruję kota. Co roku, koty tracą wstęp dzienny na balkon w momencie ustawienia tam karmnika. Po zmroku, proszę bardzo, mogą wychodzić i siedzieć tam, ale w dzień nic z tego.
Po piętnastu minutach jęków Haker zrezygnował. A może nie zrezygnował, a pomyślał?
Bo ten kot, nagle odszedł od szyby i poprosił o wypuszczenie na dwór - drzwiami. Cóż, drzwiami kotom wolno wychodzić, oknem na parterze też, więc wypuściłam.
Pięć minut później Haker dobija się do okna. Wstaję by go wpuścić, jeszcze z oczami w monitorze, uchylam okno i...
No tak, kocisko dzierży w zębach modrą sikorkę. Trzyma ją precyzyjnie, za kark tak, że łepek niknie w pysku. Sikorka nawet już nie drga, widać, że kompletny trup.
Pogłaskałam kota (cóż zrobić) podziękowałam za propozycję podzielenia się łupem i wypchnęłam za okno. Zeskoczył na trawę i tam wypluł ptaszka i rozpoczął nad nim kulinarne medytacje.
Dalszego ciągu relacji nie będzie, bo odeszłam od okna.
Szkoda sikorki :( Gdzie on ją dorwał? :| Chyba nie wskoczył na balkon?
OdpowiedzUsuń@ porcelanko - Ano szkoda... Na balkon nie wskoczył, to ponad 3 metry, myślę, że dorwał ją na jabłonce. Wszystkie tam siedzą i robią wypady do karmnika.
OdpowiedzUsuńSikorki oczywiście szkoda, żal i w ogóle, ale... Kota podziwiam! i łowów udanych gratuluję!
OdpowiedzUsuńEch, no instynkt i tyle.
OdpowiedzUsuń