Ona ciągle plącze jakieś nitki na drutach. Muszę powiedzieć, że niektóre z tych nitek nawet fajnie pachną, tak zwierzęco, ale co z tego - ona i tak nie pozwala się nimi bawić. Pamiętam, że raz udało mi się zamordować jeden z tych kłębków, ale tylko raz - zaraz rzuciła się i mi zabrała zabawkę. A ile było krzyku o ten kawałek, szkoda gadać. W każdym razie od kilku dni wysypuje na stół masę nitek powiązanych papierkami i się nimi bawi. Twierdzi, że wybiera włóczkę na sweter, ale ja wiem swoje. Ogląda jedną po drugiej, niektóre odkłada, niektóre przykłada sobie za uchem, a inne miętosi w palcach. Stwierdziłem, że jej pomogę, a przy okazji może też się trochę pobawię. Spędziłem pół wieczora pomagając jej wybrać coś z tego całego bałaganu. Oglądałem, wąchałem, macałem łapą i nosem, zastanawiałem się i próbowałem uwzględnić jej zachcianki: nie za gruba, nie za cienka, nie kosmata, z prawdziwej owcy, ale może być też alpaka czy wielbłąda (ki diabeł ten"wielbłąd"?), no i żeby nie...