Przejdź do głównej zawartości

w Toskanii też lubią lwy

Przeglądając stare zdjęcia z wyjazdu do Toskanii zorientowałam się, że nie podzieliłam się z Wami toskańskimi lwami. Postanowiłam to naprawić i zarazem wznowić cykl wiewiórka i lwy.
Tak się składa, że i Włosi lubią zdobić  swoje budynki wizerunkami króla zwierząt. Najbardziej rzucającym się w oczy przedmiotem, który ma kształt głowy lwa są kołatki. Bo kołatki są w Toskanii prawie wszędzie, znaczy prawie na każdych drzwiach. Ich uroda powoduje, że człowiek z aparatem posuwa się wzdłuż ulicy tempem ślimaka co rusz przystając i cykając fotkę. Pół biedy jeśli światło jest w porządku i da się zdjęcie zrobić szybko i sprawnie. Często jednak drzwi są w głębokim cieniu co powoduje konieczność zastosowania długiego czasu naświetlania, co dla odmiany skutkuje dziwacznymi pozami przybieranymi w celu "zakotwiczenia" się nieruchomo na czas, np. 1/10 sekundy. No, chyba, że ktoś ma ze sobą statyw, ale ja uznałam noszenie dodatkowych 2,5 kilogramów przy upale 35 stopni za prostą drogę do samobójstwa. Akurat trójka moich towarzyszy miała identyczne zdanie co ja, więc pozostały mi dziwne pozy lub brak zdjęć kołatek umiejscowionych w głębokim cieniu.
W każdym razie wśród masy kołatek znalazło się kilka z lwami.

Ładne, prawda? :)

Kiedy przemieszczaliśmy się po dolinie Chianti mijaliśmy bramę dużej posesji przy której  była figura lwa naturalnych rozmiarów. Mijana z prędkością 50 km/h godzinę była tak intrygująca, że za którymś razem zatrzymałam się i poleciałam ją obfocić.


Jak widać jest pełen bardzo dynamicznych linii, grzywa i chwost ogona świeżo po trwałej ondulacji ;)

Znalazłam też lwy na dzwonnicy florenckiej katedry. Umieszczone wysoko dają się zauważyć wtedy, gdy umęczony turysta przysiądzie w cieniu i gapi się na powalająco piękną fasadę przesuwając wzrok z detalu na detal.

Komentarze