Jak by to nie brzmiało dziwnie, odkryłam ją na nowo. Kiedyś bardzo lubiłam prasować, a zaczęło się od chusteczek do nosa. Takich materiałowych, męskich w cudną, tkaną kratkę, i damskich, często haftowanych lub z brzegami ozdobionymi szydełkową koronką. Potem poszły obrusy, ręczniki pościel, a na końcu ubrania. Lubiłam zamieniać pogniecione, bezkształtne szmatki w gładkie, równiutko złożone rzeczy. Po jakimś czasie sesje wielogodzinnego stania przy desce do prasowania zaczęły mi doskwierać. Coraz częściej doprowadzałam do tego, że stos rzeczy do prasowania był wielkości Everestu, a ja wzdychałam nad nim ciężko. Ostatnio, w ramach unowocześniania sobie życia, kupiłam stację parową, inaczej znaną generatorem pary, i nagle przyjemność z prasowania wróciła w pełnym wymiarze. Miały rację osoby, które mówiły, że to całkiem inny jakość tej czynności. Lekko, łatwo i przyjemnie, idealnie równo i bez wysiłku – same plusy. Teraz mój Kosz_Na_Prasowanie nie czeka długo na opróżn...