Nie będę oryginalna - jest gorąco. GORĄCO. Nie lubię obślizgłego mokrego zimna listopada czy marca, ale wtedy można przynajmniej włożyć ciepły sweter, napalić w kominku czy wejść pod koc. A własnej skóry nie zdejmę z siebie ;) Sytuację pogarsza fakt, że dwa dni temu miałam za oknem 18 stopni i dużo deszczu - teraz wszystko paruje i jest jak w saunie. Wiem, że "północ" i tak jest uprzywilejowana, bo upały zaczęły się dopiero dwa dni temu i nie są tak dokuczliwe jak na południu Polski, ale wiedzieć co innego, a pragnąć "normalnego" 25 stopni to co innego ;) W każdym razie piórkowy leży odłogiem - sama myśl o dotykaniu mechatej alpaki przyprawia mnie o falę dodatkowego gorąca. Zyskują na tym kwadraty - bawełna na szczęście jest "chłodna" w dotyku. Kwiaty na balkonie podlewam dwa razy dziennie - biedaki prażą się na południowej wystawie, ale nie wyglądają na załamane. O wiele gorzej wyglądały po kilkudniowych deszczach, ale petunie nie lubią wody na kwi...