Trafił mi się „dzień dla siebie”.
Długi, bo zaczął się o 3 rano, ale wyjątkowy, bo mogłam robić tylko to, na co miałam ochotę. Przyznacie, że przy normalnym trybie życia rodzinnego, taki dzień to wyjątkowa gratka.
Kluczowym elementem tego dnia była wizyta w małej restauracyjce w stylu japońskim i zafundowanie sobie na obiad miski ramenu. Jako, że nikt w rodzinie nie podziela mojego zainteresowania ramenem, więc był to idealny wybór na „dzień dla siebie”.
Lokal nieduży, ale z fajną atmosferą i miłą obsługą. Z głośnika sączyła się spokojna muzyka, zza wysokiego baru dochodziły odgłosy pracującego kucharza, a na to wszystko nakładał się cichy i jednostajny szum ogromnego okapu, który w efekcie tworzył „biały szum” i dawał wrażenie ciszy. Dziwne, ale prawdziwe :)
Siedziałam sobie na fajnej kanapie, przy oknie jak lubię, a nad głową miałam neonowy ramen i awocado.
Zamówiłam ramen z kurczakiem.
Zjadłam wszystko, najadłam się po kokardę ;) i uznałam, że „dzień dla siebie” udał mi się niezmiernie.
Aż ślinka leci. Miałabyś we mnie dobrą kompankę w delektowaniu się ramenem.
OdpowiedzUsuńDzień tylko dla siebie - bezcenny!
Miło spotkać miłośniczkę ramenu i wiadomo, że we dwójkę zawsze raźniej ;)
UsuńPozdrawiam :)