Miesiąc temu pojawiły się u nas w domu. Sześciotygodniowe, malutkie i przestraszone. Ze stresu nie chciały jeść ani pić, chociaż podobno umiały już same jeść z miseczki. Wiadomo jednak, że gwałtowne zmiany powodują cofnięcie nawyków. Kupiłam mleko w proszku dla kociąt i małą strzykawkę, i pierwsze karmienie odbyło się za jej pomocą. Jadły chętnie, ufff... :) Potem powędrowały do kuwety i okazało się, że dokładnie wiedzą do czego służy - drugie "ufff..." :) Na trzeci dzień jadły z miseczek i sypiałydo góry brzuszkami. W międzyczasie była wizyta u weta zostały zbadane i odrobaczone - zdrowe, bez pcheł, dobrze zbudowane, same plusy. Za to w domu trwała burza mózgów w sprawie imion, bo jak długo można mówić "Ten z Białym Brzuszkiem" i "Ten z Ciemnymi Łapkami". Teraz mają 10 tygodni, są po pierwszym szczepieniu, biegają po całym domu, bawią się zawięcie, sypiają w szufladzie biurka, do której wchodzą z dołu od tyłu i którą to miejscówkę same odkryły. Przy
W tym roku postanowiłam mieć na balkonie pomidory. Jest południowy, więc stwierdziłam, że będzie im na nim bardzo dobrze. Kupiłam ziemię do pomidorów, specjalną i dwa krzaczki. Wybrałam pomidory koktailowe, odmianę Czerwony Koralik. W połowie maja posadziłam je w dużym pojemniku, a kilka dni później dosadziłam im towarzystwo - dwa majeranki i trzy krzaczki żółtych aksamitek, które bardzo lubię, a których nie mogę mieć w ogrodzie, bo ślimaki lubią je jeszcze bardziej niż ja. Przekonałam się o tym pewnego razu jak nieopatrznie wsadziłam rząd aksamitek dookoła rabaty i rano miałam tylko nędzne resztki nerwów liści sterczących z ziemi. Od tej pory aksamitki mam tylko na balkonie. Wracając do pomidorów - w maju wyglądały tak: Teraz, w ostatnim tygodniu czerwca, wyglądają tak: I jeszcze pomidorki z bliska: