Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z 2020

dzierga się na żółto, zielono, niebiesko

 Któregoś dnia,  Makunka , pokazała piękną chustę .  Strasznie spodobały mi się przenikające się kolory i pionowe, kontrastowe, żeberka. Uroda tej chusty utkwiła mi tak bardzo w głowie, że po kilku dniach zabrałam się za analizę zdjęć chusty i próby z resztkami włóczek, by uzyskać efekt pionowych oczek. Udało się!  Skoro rozgryzłam jak się robi taką fajną chustę pozostało napisać list do Św. Mikołaja z prośbą o włóczkę ze sklepu Makunki , bo tam znalazłam te super kolorowe motki.  Miałam farta, i pod choinką znalazłam paczkę z wełenkami na chustę - dwie sztuki Zauberball Crazy, firmy Schoppel, w kolorze zielono-niebiesko-fioletowym z odrobiną żółci i dwa motki Admiral, tej samej firmy, w radosnym czysto żółtym kolorze.  Chusta się dzierga i coraz bardziej przypomina mi połać żółtych kaczeńców rosnących na zielonym bagnie z niebieskimi taflami wody.  Będzie super!  Z racji kiepskiego światła żółty na zdjęciu jest bledszy niż w naturze, ale zielenie i niebieskie tony wyszły prawie idealn

Wesołych Świąt!

  Moi mili, życzę Wam zdrowych i wesołych Świąt Bożego Narodzenia, miłego spędzenia Sylwestra oraz wszelkiej pomyślności w Nowym Roku! Wesołych Świąt!

Nasz Hakerek niedomaga

   No dobra, nie ma już co dłużej zwlekać - Haker jest chory i niestety, nie jest to przeziębienie ani nic co przejdzie. W drugiej połowie września zawiozłam go do weta na kontrolne  badanie krwi. Kontrolne, bo od kilku lat niedomaga mu trzustka i wspomagany jest kreonem - hormonem trzustki. Przez to  zamieszanie z covidem termin kontroli obsunął się nam o pół roku, więc zrobiłam mu szersze badanie. No i wyszło, że ma podwyższoną kreatyninę i mocznik, słowem - nerki mu wysiadają.  O rany! Przypomniał mi się Chudy i jego boje z nerkami i zrobiło mi się zimno. Pani Wet postanowiła zrobić jeszcze usg i badanie moczu. Z badania wyszło, że nie ma białkomoczu (to dobrze), dostał leki na nerki i zalecenie kroplówek podskórnych raz na tydzień. Za to z usg wyszły chore nerki i dodatkowe rzeczy - Hakuś ma powiększone węzły chłonne i w ogóle układ pokarmowy nie wygląda najlepiej. Zdecydowałam się na biopsję tych węzłów, ale diagnoza była niejednoznaczna - nie chłoniak, chociaż na to wyglądało, al

dzierga się Zielony Irlandczyk

 Kiedyś miałam bawełniany sweter w irlandzkie wzory. Był zielony i go uwielbiałam. Od tego uwielbiania zużył się tak bardzo, że musiałam się z nim rozstać.  Od tamtej pory "chodziła" za mną chęć zrobienia sobie podobnego, ale ilość decyzji co do układu wzoru i ilość wykonanych przed robotką próbek (żeby nie musieć pruć połowy tyłu czy przodu jeśli okaże się zbyt szeroka lub zbyt wąska) skutecznie mnie hamowało.  W końcu, dzięki miłemu splotowi okoliczności zdecydowałam się na wydzierganie sobie Irlandczyka. Złożyło się na to  wrześniowa promocja włóczki Dropsa i znalezienie odpowiedniego, darmowego wzoru na sweter.  Kupiłam zieloną Drops Cotton Merino, zrobiłam JEDNĄ zalecana próbkę i zaczęłam. Mam już cały tył i 20cm przodu. Wzór opanowałam na pamięć już gdzieś około 20-ego cm tyłu, więc dzierga się bezproblemowo. Włóczka jest niesamowicie miękka i miła w dotyku, nie ma nic ze sztywności bawełny. Wzór wychodzi na niej wyraźny i myślę, że całość po praniu będzie rewelacyjna.

Okienne mandale - wyszydełkowane

  Jak wspominałam w poprzednim wpisie w lecie, oprócz produkowania kwadratów,  wzięło mnie też na szydełkowanie. Używałam białego kordonka Muza 10 firmy Ariadna. Najpierw trzymałam się dokładnie wzorów serwetek publikowanych przez Aurelię Szarą Myszkę , która na Youtube udostępnia fantastyczne szydełkowe wzory.  No więc szydełkowałam i szydełkowałam, bo sprawiało mi to wielką frajdę, aż zaczęłam się zastanawiać po co mi tyle serwetek :D  Robienie sztuka dla sztuki przerobiłam przy pierwszych egzemplarzach , ale potem  przyszedł mi do głowy pewien pomysł, więc szydełkowałam dalej. Kiedy się rozszalałam serwetkowo-mandalowo to znalazłam na Printereście schemat na dużą serwetkę-mandalę ze wzorem ananasów pochodzący z bloga Crochet Art . Szydełkowało się ekstra, schemat jest czytelnie rozrysowany i bardzo przyjemny w robieniu. Serwetka-mandala wyszła duża, po zblokowaniu miała 66cm średnicy. Przeszukałam więc internet i znalazłam sklep, gdzie kupiłam białą, metalową obręcz o średnicy 70cm,

Kocyk Pełen Kwadratów - wydziergane

 I nagle jest połowa września. Jakoś tak samo wyszło - szast-prast i już. Też tak macie, że dni mijają nie wiadomo kiedy? W każdym razie, w międzyczasie powstał kocyk i cała gromada białych serwetek/mandali, dla których znalazłam super zastosowanie, ale o tym napiszę w osobnym wpisie, jak porobię porządne zdjęcia. Dziś będzie o kocyku. Wyprodukowałam 96 elementów, które zostały w końcu ułożone odpowiednio, a potem zszyte razem. Postanowiłam zrobić plisę dookoła całości, żeby brzeg wyglądał na bardziej uporządkowany. Najpierw robiłam ją ściegiem francuskim, ale szybko zorientowałam się, że się faluje, więc sprułam i zaczęłam od nowa wybierając ściągacz 1x1 i okazało się to świetnym rozwiązaniem. Kocyk po skończeniu, upraniu, wysuszeniu na płask i odebraniu przez KIK ( skrót od Kociej Izby Kontroli, ma wymiary 95x150cm. Jest świetny, okazał się na tyle ciepły, że zrezygnowałam z podszywania go czymkolwiek. Zresztą, jak już skrzętnie pochowałam nitki, to strona lewa prezentuje się równie

I jeszcze jeden! I jeszcze raz!

Jak skoczyłam ostatni kardigan z dropsowego delight'a zostało mi trochę kolorowego motka. Nie mając pomysłu na nową robótkę zrobiłam kilka kwadratów wielkości mniej więcej 11x11cm. Kolory w tej włóczce ślicznie się układają, robienie kwadracików okazało się być bardzo wciągające. Z myślą: "jeszcze tylko jeden, zobaczę jak w tym ułożą się kolory" - zostały wyrobione wszystkie resztki, potem na druty poszły całe motki. W międzyczasie - korzystając z wyprzedaży dropsa - przyjechały kolejne kolorowe motki. W rezultacie powstaje kocyk, całkiem duży. Jestem na etapie łączenia, oby starczyło mi pary na skończenie całości, bo po nudnym łączeniu czeka mnie wymyślenie jakiejś plisy dookoła całości.

dobry bieżnik nie jest zły ;) - uszyte

Zaczęło się od maseczek.  Jak przyszło do ich noszenia, to przejrzałam zapasy materiałów i stwierdziłam, że prawie nic z nich się nie nadaje. Ha, trudno, nawet się zbytnio nie zmartwiłam, bo poleciałam do kompa i zamawiamy!   Wybieramy, zamawiamy, czekamy, czekamy, czekamy i w końcu mamy! Jak już poszyłam te maseczki - nie będę Was zanudzać ich zdjęciami, bo raz to ich nie mam, a dwa to tylko maseczki, co tu pokazywać. W każdym razie zostały mi materiały, bardzo fajne kolorowe bawełny, a ja wpadłam w ciąg szyciowy, więc postanowiłam się wyżyć. Doszłam do wniosku, że zaopatrzę się w nowe bieżniki na ławę. Jako, że bawełna była dość cienka to postanowiłam zrobić bieżniki dwustronne - po pierwsze będą miały odpowiednią grubość, a po drugie będę miała jakby dwa bieżniki w jednym. Oczywiście natychmiast doszłam do wniosku, że potrzebuję więcej bawełny, bo przecież są takie cudne wzory, że trudno się ograniczać ;) Pierwszy i  drugi bieżnik powstał w czasie oczekiwania na tkaniny

Swetrowe Trio - wydziergane

 W końcu zebrałam się w sobie i zrobiłam zdjęcia swetrom, które wydziergałam od ( wstyd się przyznać) zeszłego września, które były noszone, a jednocześnie na Raverly wciąż miały status WIP (work in progres). Wstyd. W każdym razie swetrów jest trzy. Pierwszy klasyczny z włóczki Julii Asselin Piccolo w ślicznym jasnym fiolecie. Włóczka z odzysku, znaczy kiedyś zrobiłam z niej sweter, który miał być noszony a leżał w szafie, bo źle rozwiązałam podkrój szyji i był za duży , a ja nie mogłam się do takiego przekonać. Szkoda mi było włóczki leżącej w szafie, więc sprułam go - wełenka zniosła to rewelacyjnie -  i postanowiłam zrobić sobie klasyka. Warkocze na przemian z gładkim, dekolt w serek, zszywany z części. No i teraz jest super. Nosi się rewelacyjnie i już nie  siedzi biedactwo w szafie. Drugi był sweter dla męża z włóczki Air Dropsa. Druty  4.5 i 5.0, robiło się szybko i przyjemnie. Też robiony w częściach, by szwy go trochę usztywniły i nie pozwoliły mu przekształcić się w be

kardigan Pełen Kolorów - wydziergane

Na przelomie kwietnia i maja zrobiłam sobie kolejny kardigan. Już siódmy, o ile pamiętam. Tym razem zachciało mi się odmiany w konstrukcji karczku i postanowiłam zrobić go nie reglanem a na okrągło. Po lekkiej burzy mózgu i obliczeniach przyprawiających o ból głowy, wydziergałam okrągły karczek. I nawet robiłam zapiski, więc w razie czego mogę powtórzyć tą konstrukcję. Włóczka - drops delight, wielokolorowa, bo potrzebowałam czegoś przyprawiającego o dobry humor. Użyłam dwa kolory: 11 i 12, bo sweterek oczywiście jest w wąskie paski. Jak wiecie bardzo lubię wszelkie paseczki ;) Druty nr 3,5 Poszło mniej więcej po 3 motki każdego koloru. Na razie jest za gorąco na noszenie go, poczeka :D

serwetka Daria - wyszydełkowane

Popełniłam szydełkową. Nawet nie jedną, a dwie, i do tego identyczne. Taki mały epizod szydełkowy - jeszcze nigdy nie robiłam serwetki z  cienkiego kordonka i ogólnie mogę powiedzieć, że mi się podobało. Skorzystałam z rewelacyjnych filmów Aurelii Szarej Myszki i jej wzoru na serwetkę o wdzięcznym imieniu Daria . Szydełkowało mi się bardzo fajnie i chętnie wyprodukowałabym więcej serwetek, ale nie mam pomysłu na ich wykorzystanie. Może jak kiedyś przyjdzie mi coś ciekawego do głowy to pewnie wyszydełkuję więcej.

goście, goście

Dziś w ogrodzie sąsiadów pojawili się wyjątkowi goście. W każdym razie wyjątkowi dla nas, bo o ile na osiedlu widuje się je to jeszcze nigdy nie przyszły tak blisko. Na zdjęciu załapały się tylko pasiaste maluchy, ale łącznie były cztery lochy, dwa zeszłoroczne podrostki, i dużo pasiaczków,  większych i mniejszych. Na zdjęciu te większe, drugi byly o połowę niższe. Całe towarzystwo pożeglowało pod czereśnię sąsiada, której owoce leżały w większości pod drzewem, bo urzędowało  na nim stado szpaków dwa dni temu. Po zjedzeniu tego co pod  drzewem i przeryciu kawałka trawnika całe towarzystwo rozlazło się po okolicy, między innymi do mnie pod siatką - te najmniejsze się przecisnęły - potem znów zebrały się w grupę i poszły sobie tam skąd przyszły. Oczywiście wśród sąsiadów poruszenie, wszyscy podekscytowani na balkonach i w oknach, z telefonami lub aparatami jak ja ;D Haker najpierw zdenerwowany  obserwował je z balkonu, potem poleciał do miski i zażądał jedzenia. Dziki, nie dziki

stare szyldy vol.1

Zawsze miałam sentyment do staroci.  Do rzeczy zwykłych, użytkowych, które z upływem czasu nabierają patyny i wdzięku.   Lubię rzeczy industrialne, duże, bardzo duże i stare szyldy oraz tablice. Pamiętam jak kilka lat temu byliśmy na grzybach tuż przy byłych terenach wojskowych. Krążąc wokół bagienka natknęłam się na podrdzewiałą białą tablicę z czerwonym napisem „TEREN WOJSKOWY. WSTĘP WZBRONIONY”. Wyciągnęłam ją z chaszczy, pozachwycałam się i … niestety, zostawiłam tam gdzie znalazłam. Do dziś żałuję, bo ładna była z tą szczególną czcionką, przerdzewieniami i kremową bielą tła.  Ostatnio przypomniała mi się i poddała pomysł na poszukanie starych tablic i szyldów w mieście. Oczywiście nie po to by je zabierać do domu, ale żeby popodziwiać na miejscu i cyknąć fotkę. W końcu mieszkam w mieście i nie samymi kwiatkami człowiek żyje ;) Kilka dni temu nadarzyła się okazja do dłuższego spaceru po Wrzeszczu. Miałam kilka typów do obfotografowania, które zauważyłam z samochodu w

ogrodowe impresje vol.6

balkonowe kwiatki

Zrobiło się   ciepło więc nareszcie mogłam posadzić w balkonowych skrzynkach kwiaty na całe lato. Pojechałam do ogrodnika z planem w głowie i z solennym postanowieniem, że nic mnie od tego planu nie odwiedzie. Guzik! Jak tylko weszłam między kwiaty to kompletnie zgłupiałam. Najpierw chciałam WSZYSTKO potem NIC, a po pół godzinie krążenia między stołami z roślinami ogarnęłam się nieco i zaczęłam znów myśleć :D Z tego myślenia przeplatanego zachwytami nad kolejnymi kolorowymi kwiatowymi pięknościami wykluło się obsadzenie balkonu. W rezultacie kupiłam: aksamitki (turki), które bardzo lubię – duże jasnożółte i niskie ciemnobrązowe, pomarańczowo-brązowy bidens – jeszcze takiego nie widziałam, lobelię – bo kwitnie do mrozów   i jest bardzo wdzięczna, surfinię „milion bells” – bo jest pięknie dwukolorowa, rozwar – bo podobają mi się jego pączki jak baloniki miętę, melisę, tymianek i majeranek – bo mam południowy balkon i zachciało mi się ziół. Miętę i melisę wsadził