Opowiem Wam, jak to było z tym leczeniem. Dziś właśnie minął drugi tydzień smarowania maścią i tym samym Chudy skończył leczenie uszu. Dziś również mija czterdziesty czwarty dzień pobytu Chudego "u nas". Maść zdecydowanie pomogła - kot słyszy, uszy sterczą wysoko, obracają się leciutko nieustannie wrażliwe na każdy szum i trzaśnięcie. Są jeszcze tłuste w środku od maści, ale to kwestia kilku dni, kiedy Chudy domyje je do czysta. Z początku smarowanie nie było problemem - przynosiłam mu śniadanie, a po godzinie szłam z maścią, przytrzymywałam trochę i wkładałam maść do uszu. Jednak gdzieś po dziesięciu dniach, w ostatnią niedzielę, Chudy uznał, że uszy są już zdrowe i nie dał się dotknąć. Wychodziłam do niego trzy razy i za każdym razem wyprowadzał mnie w pole - nie uciekał, siedział, kładł się na trawie, chodził za mną po ogródku (udawałam, że przyszłam coś tam robić, a nie mu smarować uszy), ale wciąż pozostawał o 20 cm od mojej wyciągniętej ręki. Jak mu się nudziła zabaw...