Już dawno nie pisałam o koniach i dziś stwierdziłam, że czas to nadrobić. Przez całe wakacje jeździłam trzy razy w tygodniu. Maneż i teren naprzemiennie, z lekką przewagą maneżu, bo wciąż masę muszę się nauczyć. W stajni przez całe wakacje odbywały się półkolonie, więc wszelkie jazdy w tygodniu były od piętnastej, a w weekendy przyjeżdżali przypadkowi ludzie na jazdy lub rodziny z dziećmi na oprowadzki. Po miesiącu, znaczy od początków sierpnia, konie zaczynały mieć dość kolonii, stawały się coraz bardziej drażliwe, kapryśne, narowiste. Zmęczenie psychiczne dawało się im we znaki, odpoczywały w czasie długich terenów, na które cieszyły się i one i instruktorzy. No i oczywiście jeźdźcy ;) W połowie sierpnia Sasza odbił sobie kłąb i dostał dziesięć dni urlopu. Bardzo mu się to przydało, kłąb się wyleczył a Dziadek odpoczął tak, że kiedy poszedł w teren na prowadzącego inne konie nie mogły za nim nadążyć. W sierpniu odbyły się dwa rajdy, ale w żadnym z nich nie mogłam wziąć udziału, ...