Przejdź do głównej zawartości

Chudy dostaje tabletkę

Chudy niby ma  się lepiej, ale katar nie ustępuje i wyraźnie widać, że jest ropny. Dodatkowo z jakiś powodów nie otwiera pyska do końca, jeść je, ale ziewa na pół gwizdka. Albo go bolą zęby, a może migdałki...
Kupując następne pudełko karmy opowiedziałam pani wet co z nim i stwierdziła, że jak jest ropna wydzielina to trzeba dać antybiotyk. Złapanie go nie wchodzi w grę, więc dostałam tabletki i radę, by zgnieść je i ukryć w kawałkach karmy z saszetek.
Kupiłam saszetki. Zgniotłam porcję lekarstwa, nafaszerowałam jeden z kawałeczków, usmarowałam go sosem i niosę.
Chudy bardzo zainteresowany. Wylizał sos. Złapał zębami nafaszerowany kawałek. Ugryzł. Zamarł i... wypluł.
Spojrzał na mnie z wyrzutem, zobaczył w ręku saszetkę i daj się przymilać, ocierać, mruczeć. Podtykam mu ten trefny kawałek, ale on nie chce, odsuwa się, oblizuje go i zostawia, i dalej gapi się na torebkę.
Wpadłam na nowy pomysł - dałam mu resztę saszetki, lekarstwo zabrałam i wróciłam do domu.
Rozgniotłam następną porcję antybiotyku, wymieszałam proszek z odrobina masła. Wróciłam do kota.
Właśnie skończył wylizywać miseczkę po sosie. Obwąchał z zainteresowaniem masło, polizał, ale nie chciał zjeść. W takim razie zaczęłam realizować plan B - wzięłam masło z lekiem na palec i korzystając z tego, że nie uciekał posmarowałam mu nim przednie łapy.
Nie wyglądał na wstrząśniętego, łaził za mną po ogródku kawałek śmiesznie je podnosząc. Potem usadowił się na stole, na słoneczki, i dokładnie umył tłuste łapki. Do czysta. Zlizał całe masło razem z antybiotykiem. Ha! Podeszłam kota!
Dziś rano kichał, ale nie widzę ropy koło nosa. Po południu następna dawka maślanego antybiotyku i może kocisko wyjdzie z tego przeziębienia.

Komentarze

  1. Ha! Świetny pomysł, a kocisko-biedaczysko prześliczne, trzymam kciuki za zdrówko :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Super, że Ci się udało, to dobry pomysł, zapamiętam go sobie, bo w razie czego miałabym podobny problem z Milą - dać jej tabletką, to ryzykowanie odgryzienia palców.

    Życzę zdrowia Chudemu. A w ogóle to imię Chudy brzmi jak ksywka niezłego zabijaki z gangu ;-))

    Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. ulaj - Chudy dziękuje za trzymanie kciuków i życzenia zdrowia, oraz pozdrawia :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Miriel - ten numer z smarowaniem sierści lekarstwem działa wtedy, kiedy kot nie jest zbyt chory by się myć. Mogłam go zaryzykować, bo od piątku Chudy raczy się pucować - wcześniej nie miał ani siły ani ochoty się myć.
    Właśnie godzinę temu zjadł obiad i wylizał łapy z następnej porcji lekarstwa.

    A co do imienia - on wygląda jak zabijaka z gangu, poszarpane brzegi uszu, blizny na nogach i żebrach. Oj, nie jedną wiosnę on przewalczył.
    Poza tym jest naprawdę chudy, okropnie, wczoraj go głaskałam to same kości i ścięgna.

    pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo się cieszę, że mu lepiej, że nabiera sił, je, myje się i na dodatek się daje pogłaskać :-) Mądry kocur, wie że jesteś dobrym człowiekiem :-)

    A Twoje koty nie zazdrosne? ;-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Jesteś genialna :) Podejść kota, i to dzikiego kota, to prawdziwe osiągnięcie :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Kai - jedyne moje osiągnięcie to to, że on daje mi się dotykać. Sposób na takie podanie leku nie jest mój, autorski. Dawno, dawno temu przeczytałam o czymś podobny w jednej z książek Lucy Maud Montgomery. Jak widać miłość do autorki "Ani z Zielonego Wzgórza" procentuje całe życie ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Genialny pomysl z tym maslem i lapami! Nigdy bym na to nie wpadla :))

    OdpowiedzUsuń
  9. Bea - jest jeden warunek - kot musi się czuć na tyle dobrze, żeby mieć chęć do mycia. Bardzo chore przestają się myć i wtedy taki sposób podania leku nie wypali.

    OdpowiedzUsuń
  10. Tak, widzialam wlasnie ze wspomnialas o tym w komentarzach; ja nie mam wielkiego doswiadczenia z kotami, wiec nigdy bym na ten pomysl nie wpadla :)
    Za to mialam psa, ktory pochlanial absolutnie WSZYSTKO! Powinien byl sie wabic 'odkurzacz' ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Bea - z psem jest chyba inaczej, w każdym razie te co były u nas w domu były tak łakome, ze pożerały kawałki kiełbasy nadziane lekami bez gryzienia ;) Można też było otworzyć paszczę i wepchnąć tabletkę tak daleko, że pozostało tylko połknąć. Wet kiedyś mi mówił, że można tak i z kotem - próbowałam raz, a potem już nigdy. Może są koty, które tak łykają tabletki, ale moja kocica działa wtedy jak mini blender, z którego nie ma czasu wyciągnąć palców. A jak już się człowiek wyrwie, to tabletka i tak ląduje na podłodze (odpowiednio ośliniona i rozmazana).
    Tak, do zjadania tabletek zdecydowanie lepsze są psy-odkurzacze ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Miło mi, że do mnie zaglądasz :) Bardzo mnie to cieszy, jak i każde kilka słów pozostawione przez Ciebie w komentarzach.
Życzę miłego dnia, pozdrawiam serdecznie i zapraszam ponownie :)