Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z lipiec, 2009

w bukowym lesie

Popołudnie w bukowych lasach. Ciemnozielonych, nasączonych deszczem, pachnących grzybami, błotem i zbutwiałymi liśćmi. Srebrnoszare pnie z nalotem w kolorze miedzianej patyny stoją mokre od niedawnego deszczu. Na ziemi gałązki strącone przez wiatr, pełne buczynowych orzeszków. Na skarpach przy drodze poduchy ciemnozielonego mchu, ozdobione gdzieniegdzie pomarańczową kurką. Na drogach duże kałuże o brzegach z czarnego błota i jasnym lusterkiem wody, w którym przeglądają się drzewa.

znów własna

Jestem wolna. Wróciłam. Znów jestem panią samej siebie. Odzyskanie siebie nie jest dziełem jednego dnia, proces zaczął się dość dawno, kilka miesięcy temu uświadomiłam sobie, że postępuje powoli, a dziś jestem pewna, że się dokonał i zakończył. Co za ulga. I jakie odświeżające uczucie, jak powrót do znajomych, kochanych miejsc po długiej podróży. My soul is again mine, my own, my preciousss...

deserowo

Skuszona fantastycznymi zdjęciami zrobiłam deser, który ostatnio zaprezentowała Bea, dokładnie Deser z białą czekoladą, mascarpone i owocami lata . No i przepadłam. Zakochałam się. I nie tylko ja, ale też moja rodzina oraz aktualni domowi goście. Jako owoców użyłam malin i po kilka borówek amerykańskich do przybrania. Nie mam zdjeć - nie zdążyłam zrobić i nawet, prawdę mówiąc, nie próbowałam, bo i tak nie udałoby mi się przebić świetnych zdjęć Bei . Tak więc po doznania wzrokowe proszę udać się do niej. A potem to już pozostaje tylko udać się do sklepu po składniki ;)

koty i poziomki

O siódmej rano balkon jeszcze jest w cieniu. Powietrze pachnie świeżością i chłodem. Koty, zaciekawione, wychodzą za mną i bacznie przyglądają się jak podlewam rośliny. Kocica zagląda do korytka i krzywi się zdegustowana - wygniecione wśród kwiatów ulubione miejsce do drzemek podsiąka wodą i do popołudnia będzie nie do użytku. Patrzy na mnie z wyrzutem i ostentacyjnie wychodzi z balkonu. Haker wskakuje na stół i rozgląda się po okolicy. Spotek wywiesza się pod barierką głową w dół i obserwuje coś pilnie. Ogląda się na mnie z miauknięciem, znów spogląda na dół i nagle biegnie szybko do pokoju. Po chwili słyszę rozpaczliwe wezwanie pod drzwiami na dole "Wypuście mnie! Chcę wyjść!!!" Litościwa dusza otwiera drzwi i już widzę kota przemierzającego trawnik z ogonem wzniesionym na znak najwyższego zadowolenia. Kończę podlewać rośliny. Przysiadam na chwilę i zrywam kilka poziomek. Tak, na balkonie mam poziomki i uważam to za rewelacyjny patent - owocują właściwie od czerwca do

wędrówki po mieście

Wczoraj zawędrowałam w miejsca, w których nie byłam ładnych parę lat. Do Dolnego (Starego) Wrzeszcza. Czy kierował mną przypadek? W pewnym sensie, tak. Miałam umówiona wizytę w okolicach Placu Komorowskiego. Zwykle podjeżdżam tam samochodem, ale tym razem zostawiłam auto w kompetentnych rękach Pana_z_Myjni i ruszyłam pieszo. Najpierw główną ulica, potem skręciłam przy skwerze, na rogu którego była ongiś restauracja "Morska". Pod torami przeszłam przejściem-tunelem i zagłębiłam się w świat, gdzie czas stanął, a przynajmniej toczy się bardzo powoli. "PRZESYPYWANIE KOŁDER I PODUSZEK, CZYSZCZENIE PIERZA I PUCHU" poinformował mnie szyld wykonany literami o kroju prosto z lat 60-tych. Zakład mieści się w suterynie wysokiej kamienicy o ponurej fasadzie i z małym przedogródkiem. Tuż obok kolejna taka kamienica i kolejna. Na brzegu chodnika wysokie drzewa o grubych pniach - upragnione schronienie przed skwarem. Krzywy chodnik, dzieci wieszające się na niskim płotku i pies z

wyjeżdżam...

Walizki spakowane, drobiazgi poupychane, prognoza pogody obejrzana ( co prawda żadnych konstruktywnych wniosków nie wyciągnęłam z niej) i mogę jechać. Nie będzie mnie ponad tydzień. Do miłego... :) Góry Sowie, widok z Wielkiej Sowy

kryptonim "OSA"

Mam w ogrodzie drewniane meble. Od samego początku jak tam stoją, przylatują na nie osy i zawzięcie skrobią je... zębami? Szczękoczółkami? Otworami gębowymi? Nieważne czym, w każdym razie skrobią i zabierają gdzieś uskrobany materiał. Na meblach pojawiają się nieregularne ścieżki wyglądające jak srebrne zacieki. Jedyną niedogodnością tego owadziego procederu jest to, że można taką pracującą osę przygnieść niechcący plecami, za co ona mści się okrutnie i boleśnie. Cóż, ludzka to rzecz, a raczej osia, toteż uważamy i osy nie muszą się mścić. W tym roku jednak nareszcie dowiedzieliśmy się, co one robią z tego co uskrobią na moich krzesłach - nad oknem do garażu pojawiła się piłeczka pinpongowa w uskrobanym kolorze, z dziurką i osą w dziurce. Było to miesiąc temu. Potem okazało się, że to nie domek jednorodzinny, ale jakieś osiedle zamknięte rozrastające się w zawrotnym tempie - po miesiącu miało już dobrze około 20 cm średnicy, a one dalej skrobały. Na osy nikt w domu nie jest uczulo