Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z wrzesień, 2011

Sweter Listopad - opis wykonania

Po pokazaniu na blogu swetra Listopad kilka osób poprosiło mnie o rozpisanie tego wzoru. Mimo, że nigdy tego nie robiłam spróbowałam opisać dokładnie sposób na zrobienie tego swetra. Jako, że moje notatki przy produkowaniu go ograniczyły się tylko do rozliczenia początku robótki, opis nie jest zapisem kolejnych rzędów. niemniej jednak starałam się dokładnie opowiedzieć sposób wydziergania Listopada. Mam nadzieję, ze osoby zainteresowane nie będą miały wielkich trudności w zrozumieniu opisu. W razie jakichkolwiek wątpliwości służę pomocą na miarę moich możliwości. E-mail do mnie można znaleźć w bocznym menu. Sweter Listopad - opis  Sweter w rozmiarze L, na wysokiego i raczej szczupłego mężczyznę, z podkrojem w serek, robiony raglanem od góry, bezszwowo. Wymiary po zrobieniu, upraniu i wysuszeniu „na płask” (bez blokowania szpilkami): Długość pleców – 65 cm Szerokość przodu pod pachami – 54 cm Długość rękawa (od pachy do końca ściągacza) – 55 cm Wzór : pionow

Głos z Kanapy

'Allo 'allo, tu Kanapowa Wiewiórka... Tia... nie ma co się okłamywać, w chwili obecnej moje życie toczy się na kanapie. Nie powiem, żeby było mi na niej niewygodnie - człowiek to stworzenie o niesamowitych zdolnościach potrafiący przystosować, jak nie siebie, to miejsce w którym przebywa do własnych potrzeb. Tak więc na kanapie oprócz mnie bytują: laptop, komórka i jej skarpetka oraz  kabel do połączenia z laptopem (może zrobię jakieś zdjęcie, no i trzeba ją ładować), słuchawka telefonu stacjonarnego (żeby mi nie darł się ze stolika), poduszki różnych kształtów i rozmiarów, koc, dwa szale (bo pod kocem może być za gorąco, a bez szali jednak za zimno) osobny na ramiona a inny na nogi, piloty do tv, metalowe przedwojenne pudełko po herbacie zawierające obecnie druty i inne drobiazgi potrzebne do dziergania, robótka i włóczka na nią i, okresowo, dwa koty. Dużo tego, ale wbrew pozorom nie panuje tu zbyt duży Sajgon, może dlatego, że kanapa jest duża. Nie będę robić zdjęcia całośc

Głos z Kanapy oraz Niebo i Chmury

No więc siedzę/leżę już trzeci dzień na kanapie. Owszem, wstaję co jakiś czas, chodzenie o kulach całkiem sprawnie mi idzie (ale na razie tylko po domu), zwłaszcza, że mam nie nosić operowanej nogi w powietrzu tylko stawać na niej odciążając ją jednocześnie przez opieranie się na kulach. W rezultacie nie bolą mnie tak bardzo dłonie, a noga dostaje około 30% obciążenia przy chodzeniu i 5% przy staniu (jak twierdzi pan rehabilitant). Uprawiam też rehabilitację - na razie na leżąco, na owej kanapie - trzy proste ćwiczenia przeciwdziałając zanikowi mięśni, każde z nich powtarzam 60 razy. Zajmuje mi to około pół godziny i uczy liczyć do dziesięciu ;) W życiu tyle nie ćwiczyłam, bo na w-fie starałam się raczej obijać na tyle, na ile się tylko dało. Nie lubię ćwiczeń na sali, lubię basen. Na basenie się nie obijałam. Kiedyś nawet, na studiach, należałam do sekcji pływackiej i jeździłam na zawody, ale dobijało mnie to, że nieustannie pachniałam chlorem. Treningi były dwa do trzech razy w tyg

Głos z Kanapy - ano wróciłam...

Wróciłam. Zoperowali mi kolano. Miałam strzaskaną łąkotkę przyśrodkową i uszkodzoną chrząstkę przy kości udowej. Naprawili mi to wszystko  znieczulając od pasa w dół - dziwaczne uczucie. Rano mąż odebrał mnie ze szpitala, teraz leżę i co dwie godziny obkładam kolano lodem. Snuje się też trochę po domu o kulach, ale jest to dość męczące. Jednak największy hardcore stanowią schody. W góre jeszcze ujdzie, ale o schodzeniu z nich nawet nie chcę myśleć na razie. Będę jednak musiała pomyśleć, bo  w poniedziałek mam kontrolę u lekarza.

Listopad skończony

Skończyłam sweter dla młodego. Uprany nabrał miękkości i kształtu. Jest z gatunku cienkich swetrów, doskonałych pod ciepłe kurtki, który nie grzeje jak koc w ogrzewanych wnętrzach. Włóczka Trekking firmy Zitron, kolor nr 450, robiony na okrągło od góry na drutach 3.5mm, a ściągacze na 3mm. Rękawy robiłam też na okrągło na pięciu drutach, bo tak było mi wygodniej niż na okrągłej żyłce. Na całość zużyłam 340 g włóczki. Młody zadowolony. Nowy projekt drutowy o nazwie Morski Brzeg , powstaje powoli, ale że jest przeznaczony dla kogoś na razie mogę pokazać tylko kolorystykę w jakiej będzie utrzymany. ps. Jutro idę na artroskopię kolana, będą mi naprawiać łąkotkę. Mama nadzieję, wrócić w piątek.

kolorowe dzikie wino i chudy Listopad

Kiedy rano wchodzę do kuchni, to wita mnie zielono-pomarańczowo-amarantowa firanka dzikiego wina, które wisi za oknem. Nie obcinam go prawie wcale, bo widok od tej strony nie jest porywający - ot, dachy sąsiedniej hurtowni. Zwieszający się festonami winobluszcz zaczyna przebarwiać się bardzo wcześnie, już pierwsze wrześniowe chłody zmieniają barwę liści, a z początkiem października opadają prawie wszystkie. Ciesze się więc tym krótkim okresem kolorów za oknem, kiedy poranne słońce podświetla je bocznymi promieniami.   Pokażę Wam coś śmiesznego. Może nie bardzo, ale mnie osobiście bawi ten widok - to sweter Listopad, którego robię dla Młodego. Jest już mocno zaawansowany, a wzór, który jest bardzo sprężysty, powoduje, że całość wygląda obecnie zabawnie. Oczywiście, po skończeniu zostanie zblokowany i przestanie wyglądać w ten sposób, ale na razie mam spory ubaw ;)

moje Raverly, Ametyst i Listopad

Pomiędzy wszystkimi zajęciami, wyjazdami i wachlowaniem kolana, oczywiście dalej dziergam.  Dziergam na tyle intensywnie, że postanowiłam uaktywnić swoje konto na Raverly , które założyłam jakiś czas temu. Dziś spędziłam przedpołudnie na wgrywaniu na nie wszystkich moich robótek na drutach o jakich sobie przypomniałam i których zdjęcia posiadałam. Jeśli mielibyście ochotę tam zajrzeć to zapraszam TUTAJ jak też i poprzez Raverly Bottom z bocznego menu. Kilka dni temu ukończyłam sweter Ametyst - jestem z niego bardzo zadowolona. Patentowy wzór nadaje mu mięsistości i jest szalenie przytulny i ciepły. W sam raz na nadchodzące jesienno-zimowe chłody. Ledwo go skończyłam zaczęłam sweter dla Młodego. Dostał imię Listopad, bo kolor włóczki kojarzy mi się z barwą mokrych pni drzew w ponure listopadowe popołudnie. Piękny kolor, zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia. Włóczka Trekking (XXL) firmy Zitron to mieszanka merino superwash i polyamidu (75/25). Nylon gwarantuje niezmienność

klomby w Regent's Park i rosarium w Queen's Mary Garden

W Regent's Park byłam dwa razy. Pierwsza wizyta wynikająca z ciekawości dla parków Londynu, dość przypadkowa, po męczącym przedpołudniu spędzonym w British Museum i na Oxford Street. Dzień był dość ponury, a pod koniec zaczęło trochę padać, ale to nie przeszkadzało mi podziwiać tego, co znalazłam. Najpierw znalazłam urocze klomby kwiatowe, każdy w odrębnej kolorystyce. Klasyczne amfory i donice obsadzone jednorocznymi kwiatami ustawione symetrycznie wzdłuż alejki, robiły niesamowite wrażenie.  Aleja była podkreślona długimi rabatami na obu końcach i jedną podwójną w środku długości. Były one utrzymane w lawendowo-błękitnej kolorystyce, a kołyszące się nad nimi ozdobne trawy dodawały całości lekkości i pozornego, artystycznego nieładu. Również w Regent's Park znalazłam Queen's Mary Garden, a w nim piękne rosarium. Ogromne kwatery obsadzone wysokimi różami w pełni kwitnienia, rozległa, jednokolorowe, pachnące i wabiące urodą kwiatów. Zachwyciły nas tak, że wróciliśmy t

upadek prawie kontrolowany - update

Podejrzewam, że to ostatni "koński" wpis. Byłam u lekarza z kolanem i okazało  się, że wcale nie jest wesoło. Mam rozerwaną łąkotkę i czeka mnie operacja, bo to samo się nie zaleczy. Przy najlepszych układach zdrowa będę za półtora do dwóch miesięcy. Mogę też nie robić tej operacji i łazić z takim bolącym kolanem, ale nie moge prowadzić samochodu, bo może mi się w każdej chwili zblokować. Ogólnie jest do bani...

upadek prawie kontrolowany ;)

No, wreszcie spadłam z konia. W terenie, pod sam koniec, w ostrym kłusie, na zakręcie, gdzie idący przodem Graal przestraszył się wiszącej gałęzi. Kama też się przestraszyła i gałęzi i wierzgającego Graala, i Saszy, co jej deptał po zadzie, podrzuciła w górę przód, strzeliła ostro zadem i już leciałam do przodu usiłując złapać się końskiej szyji. Glebnęłam aż ziemia zajęczała, przeturlałam się pod czymś dużym (potem powiedzieli mi, że to była Kama łapiąca równowagę) i zamarłam. Jak się podniosłam to udało mi się wsiąść spowrotem na konia i wróciliśmy stępa do stajni. W każdym razie mam obity cały prawy bok od ramienia po biodro i stłuczone mocno lewe kolano od wewnętrznej strony i lewą kostkę. Nie wiem jakim cudem poobijałam się tak "krzyżowo", ale cieszę się, że mam całą głowę i że nie oberwałam podkutymi zadnimi nogami Kamy. W stajni orzekli, że jako zmotoryzowana niepijąca mam postawić czekoladę, dużą ;)

wrócić na Russell Square

Niedaleko naszego hotelu był Russell Square. Jeden z wielu skwerów Londynu, oaza zieleni, wysokich drzew, wiewiórek i gołębi. No i oczywiście ludzi. Coś jest w atmosferze tych londyńskich skwerów i parków, że chce się w nich zatrzymać na moment, usiąść na ławce czy trawie i zatrzymać na moment. Może świadomość bycia w tak ogromnym mieście i wielkiej odległości od "dzikiej" natury każe zwracać się ku jej cywilizowanym kuzynom - skwerom i parkom? Może. Polubiliśmy Russell Square od pierwszego dnia, kiedy to trafiliśmy na niego przypadkiem w drodze do City. W następne dni zachodziliśmy tam "po drodze" lub zupełnie świadomie, szukając odpoczynku. Rankiem, kiedy ludzie śpieszą do pracy, lub jak my, do muzeów (szliśmy do British Museum), gołębie biorą kąpiel w fontannie. Bijące w górę strumienie wody są przytłumione, a ptaki masowo pluszczą się w wodzie. Zadziwiające jest to, że fonntanna "rusza" silnymi strumieniami kiedy już nie ma w niej ani jednego pt