Wczoraj, po dwutygodniowej przerwie, znów siedziałam na koniu. I dziś znów boli mnie siedzenie ;)
Powiem, ze jest jednak coraz lepiej. Ze wszystkich uwag jakie wciąż słyszałam na początku teraz zostały dwie: "palce do konia" i "nie pochylać się do przodu".
Wczorajsza jazda była "grupowa", znaczy oprócz mnie jeździły jeszcze dwie osoby: na Graalu i Szaszy.
Szasza to najstarszy koń w stajni, dwudziestolatek, który pracuje pod siodłem na pół gwizdka, od czasu do czasu. Wczoraj dostał małą dziewczynkę do noszenia. Mała, nie mała, ale Szaszy nie chciało się pracować. A że wiekowy jest i dużo już wie i umie, więc okulał. Utykał na prawą nogę przez kilka okrążeń, ale potem rozruszał się i przestał kuleć. Jak sobie przypomniał, że go noga przecież boli, to znów zaczął utykać - na druga nogę.
Okazało się, że tydzień temu też "okulał" na jeździe i dostał tydzień wolnego by odpocząć, bo może sobie coś naciągnął. Stał w boksie i miał wolne. Wczoraj rano został wypuszczony na padok by sprawdzić czy już mu lepiej - ganiał żywo jak nigdy z podniesionym ogonem i zdrowiutkimi nogami. A wieczorem, pod siodłem, znów go noga boli, tylko nie może zdecydować się która.
Tym razem został okrzyknięty kombinatorem i musiał chodzić do końca jazdy.
Po maneżu biegał czarny kociak, Bobek siedział tuż za ogrodzeniem i kładł głowę na belce patrząc smętnie na konie. Kiedy są na padoku często biega z nimi szczekając i wygłupiając się, a one z rozwianą grzywą i uniesionym ogonem udają, że się go boją i galopują na całego.
Na łąkę tuż obok maneżu przyleciała para bocianów i przeszukiwała ją krocząc dostojnie.
Młody awansował - następna jazda będzie samodzielna, już bez lonży.
Powiem, ze jest jednak coraz lepiej. Ze wszystkich uwag jakie wciąż słyszałam na początku teraz zostały dwie: "palce do konia" i "nie pochylać się do przodu".
Wczorajsza jazda była "grupowa", znaczy oprócz mnie jeździły jeszcze dwie osoby: na Graalu i Szaszy.
Szasza to najstarszy koń w stajni, dwudziestolatek, który pracuje pod siodłem na pół gwizdka, od czasu do czasu. Wczoraj dostał małą dziewczynkę do noszenia. Mała, nie mała, ale Szaszy nie chciało się pracować. A że wiekowy jest i dużo już wie i umie, więc okulał. Utykał na prawą nogę przez kilka okrążeń, ale potem rozruszał się i przestał kuleć. Jak sobie przypomniał, że go noga przecież boli, to znów zaczął utykać - na druga nogę.
Okazało się, że tydzień temu też "okulał" na jeździe i dostał tydzień wolnego by odpocząć, bo może sobie coś naciągnął. Stał w boksie i miał wolne. Wczoraj rano został wypuszczony na padok by sprawdzić czy już mu lepiej - ganiał żywo jak nigdy z podniesionym ogonem i zdrowiutkimi nogami. A wieczorem, pod siodłem, znów go noga boli, tylko nie może zdecydować się która.
Tym razem został okrzyknięty kombinatorem i musiał chodzić do końca jazdy.
Po maneżu biegał czarny kociak, Bobek siedział tuż za ogrodzeniem i kładł głowę na belce patrząc smętnie na konie. Kiedy są na padoku często biega z nimi szczekając i wygłupiając się, a one z rozwianą grzywą i uniesionym ogonem udają, że się go boją i galopują na całego.
Na łąkę tuż obok maneżu przyleciała para bocianów i przeszukiwała ją krocząc dostojnie.
Młody awansował - następna jazda będzie samodzielna, już bez lonży.
Jak bym widziala swoje lekcje :)) Obudzilas mile wspomnienia Wiewiorko, i jak zwykle swietnie sie Ciebie czyta :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
I milego weekendu zycze :)
Dziękuję, Beo i wzajemnie życzę udanej niedzieli :)
OdpowiedzUsuńWidzisz rzeczy, których inni nie widzą i pięknie je opisujesz!Bardzo pięknie!
OdpowiedzUsuńTkaitko - miło mi, że podoba Ci się co piszę i jak piszę :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam :)