Niedaleko naszego hotelu był Russell Square. Jeden z wielu skwerów Londynu, oaza zieleni, wysokich drzew, wiewiórek i gołębi. No i oczywiście ludzi.
Coś jest w atmosferze tych londyńskich skwerów i parków, że chce się w nich zatrzymać na moment, usiąść na ławce czy trawie i zatrzymać na moment. Może świadomość bycia w tak ogromnym mieście i wielkiej odległości od "dzikiej" natury każe zwracać się ku jej cywilizowanym kuzynom - skwerom i parkom? Może.
Polubiliśmy Russell Square od pierwszego dnia, kiedy to trafiliśmy na niego przypadkiem w drodze do City. W następne dni zachodziliśmy tam "po drodze" lub zupełnie świadomie, szukając odpoczynku.
Rankiem, kiedy ludzie śpieszą do pracy, lub jak my, do muzeów (szliśmy do British Museum), gołębie biorą kąpiel w fontannie.
Bijące w górę strumienie wody są przytłumione, a ptaki masowo pluszczą się w wodzie. Zadziwiające jest to, że fonntanna "rusza" silnymi strumieniami kiedy już nie ma w niej ani jednego ptaka. Czy one wiedzą kiedy ją włączają, czy też może ktoś śledzi ptaki i czeka aż skończą się kąpać?
W każdym razie po prysznicu wychodzą mokre, strosząc pióra, i wędrują na trawnik, gdzie pusząc się schną i odpoczywają układając się na trawniku.
W porze lunchu park zapełnia się ludźmi, o wolnej ławce można tylko pomarzyć, więc chętni siedzą na trawnikach. Pojedynczo lub w małych grupkach, rozmawiając, jedząc, czytając książki czy tylko leżąc na trawie i odpoczywając.
Widok u nas nie spotykany, a jakże fajny. I nikomu nie przeszkadza, że nad ranem padał deszcz i ziemia z pewnością jest jeszcze mokra.
Russell Square stał się dla mnie miejscem, gdzie siedząc na ławce zadziera się głowę by podziwiać ogromne platany, a zgiełk miasta wytłumia się w ich gęstych liściach. To miejsce do którego warto wrócić.
Coś jest w atmosferze tych londyńskich skwerów i parków, że chce się w nich zatrzymać na moment, usiąść na ławce czy trawie i zatrzymać na moment. Może świadomość bycia w tak ogromnym mieście i wielkiej odległości od "dzikiej" natury każe zwracać się ku jej cywilizowanym kuzynom - skwerom i parkom? Może.
Polubiliśmy Russell Square od pierwszego dnia, kiedy to trafiliśmy na niego przypadkiem w drodze do City. W następne dni zachodziliśmy tam "po drodze" lub zupełnie świadomie, szukając odpoczynku.
Rankiem, kiedy ludzie śpieszą do pracy, lub jak my, do muzeów (szliśmy do British Museum), gołębie biorą kąpiel w fontannie.
Bijące w górę strumienie wody są przytłumione, a ptaki masowo pluszczą się w wodzie. Zadziwiające jest to, że fonntanna "rusza" silnymi strumieniami kiedy już nie ma w niej ani jednego ptaka. Czy one wiedzą kiedy ją włączają, czy też może ktoś śledzi ptaki i czeka aż skończą się kąpać?
W każdym razie po prysznicu wychodzą mokre, strosząc pióra, i wędrują na trawnik, gdzie pusząc się schną i odpoczywają układając się na trawniku.
W porze lunchu park zapełnia się ludźmi, o wolnej ławce można tylko pomarzyć, więc chętni siedzą na trawnikach. Pojedynczo lub w małych grupkach, rozmawiając, jedząc, czytając książki czy tylko leżąc na trawie i odpoczywając.
Widok u nas nie spotykany, a jakże fajny. I nikomu nie przeszkadza, że nad ranem padał deszcz i ziemia z pewnością jest jeszcze mokra.
Russell Square stał się dla mnie miejscem, gdzie siedząc na ławce zadziera się głowę by podziwiać ogromne platany, a zgiełk miasta wytłumia się w ich gęstych liściach. To miejsce do którego warto wrócić.
lodyńskie parki to element krajobrazu tego miasta który zrobił na mnie największej wrażenie podczas pierwszej mojej wizyty - było to 15 lat temu prawie, w szarej i przytłamszonej Polsce nie do pomyślenia było żeby ktoś na środku parku siedział na trawie pogryzając kanapkę - a tam panowie garniturowcy, wystrojone panie czy luzaccy studenci - wszyscy razem na tej trawie :D
OdpowiedzUsuńdziękuję za te zdjęcia, bardzo miło odświeżyć wspomnienia - aż się łezka w oku kręci :D
u nas na trawnikach nie można poleżeć, wszędzie psie kupy :D lub to miejsce kojarzy się z leżącymi tam pijaczkami. gołębie mają swoje stałe ulubione miejsca i pomniki.
OdpowiedzUsuńLondynskie skwery i parki i ja bardzo polubilam; ma sie wrazenie, ze jest sie zupelnie gdzie indzien, a nie w tej sporej metropolii. Urocze zdjecia Wiewiorko!
OdpowiedzUsuń(teraz zmykam na targ, wiec reszte 'zaleglych' wpisow przeczytam dopiero po powrocie...)
Pozdrawiam!
yenulka - miło mi powitać Cię na blogu i ciesze się, że tym wpisem obudziłam miłe wspomnienia :)
OdpowiedzUsuńDi - w Londynie kara za niesprzątnięcie po swoim psie wynosi od 50 do 1000 funtów, więc jakoś kup nie ma ;) A co do pijaczków... może oni, żyjąc na luzie, szybciej od nas odkryli uroki tego drobnego kontaktu z naturą ;)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam :)
Beo - świetnie to ujęłaś - ma się wrażenie, że jest się gdzieś indziej niż w metropolii. Cieszę się, że spodobały Ci się zdjęcia i zyczę udanych zakupów na targu :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam :)
Dla mnie to niesamowite, że w samym centru, w miejsu o tak gęstej zabudowie, nieopodal British Museum i SOAS, jest takie miejsce. Nie raz tam przechodziłem w drodze do British Library (tak szedłem na piechotę), czy do akademickiego Waterstone'a, który tez jest niedaleko. Taka wyspa zieloności pośród miejskiej zabudowy, robi wrażenie.
OdpowiedzUsuńMumakiL
MLu - wiesz, istnieje nawet Stowarzyszenie Miłośników Russel Square - mają własne publikacje o tym miejscu. Spotkałam ich stoisko przy pierwszej wizycie. Wtedy sądziłam, że to stały element i że zdążę jeszcze przyjrzeć się wszystkiemu, ale więcej ich nie spotkałam.
OdpowiedzUsuń:)
Hmm a ja nie jestem pewna co do Russell Square, moim ulubionym jest Leicester Square. I tez podczas mojej pierwsze wizyty mnie zdziwilo, ze ludzie tak sie rozsiadja na trawnikach, najlepszy widok jest w okolicach City bo tam na trawie siedza w garniturach :).
OdpowiedzUsuńA wracajac do Russell Square to nie jest to moja ulubiona dzielnica Londynu, duzo uniwersyteckich budynkow ale i najwieksze skupisko wielkich hoteli-molochow nie remontowanych od lat.
pimposhko - wiesz, jak się ma sześć dni na TAKIE miasto, to spojrzenie nie może być w pełni obiektywne, zwłaszcza, że z założenia wszystko mi się podobało na długo zanim wsiadłam do samolotu.
OdpowiedzUsuńNie dotarłam na Leicester Square, więc nie mam porównania i, nie czarujmy się, poruszając się tylko w pierwszej strefie metra, nie miałam za dużo okazji do poznania różnych dzielnic Londynu. Sześć dni to tak rozpaczliwie mało czasu... Może kiedyś będę miała okazję wrócić, to postaram się zobaczyć więcej miasta.
pozdrawiam :)
Podoba mi się ten park :) Piękne drzewa :))) A nie było więcej parków? Czy tylko na ten trafiliście?
OdpowiedzUsuńPorcelanko - Russell Square to tylko skwer, nie park :) W parkach też byliśmy: w St.James Park i w Regent's Park, i w Hyde Park, ale Russell Square był najbliżej naszego hotelu i jakoś upodobaliśmy go sobie :)
OdpowiedzUsuń