Dziś od rana wszędzie mówili o Tłustym Czwartku.
W domu, wczoraj i przedwczoraj, też o tym mówili i nawet oznajmiali, że wolą jakieś "faworki" zamiast "pączków". Naradziliśmy się z Zośką i wyszło nam, że to musi być coś do jedzenia, bo inaczej nie byłoby tyle gadania, a skoro ludziom tak na tym zależy, to trzeba im pomóc, bo wiadomo, że bez naszej, znaczy kociej, pomocy to mało co się udaje.
Najpierw przepis. Zosia zaczęła szukać, cierpliwie kartkując książka po książce.
"- Poszukaj z prawej!" - poradziłem .
Znalazła i mogliśmy przenieść się na stanowiska obserwacyjne, skąd doskonale widać było jak całą produkcję owych "faworków".
Zośka ma oko jak sokół, nic jej nie umknie, więc nadzorowała również wycinanie jak i smażenie.
Nie powiem, Ona bardzo się starała robić dokładnie według książki, którą jej znalazłyśmy, więc Zosia uwag nie miała. Poszło gładko, usmażone faworki ładnie pachniały i wyglądały też ładnie. Co prawda, nie mnie oceniać coś, co wygląda jak kwiatek, ale Zosia powiedziała, że ładne, a dziewczyny się znają na takich rzeczach.I właśnie taki jest u nas Tłusty Czwartek!
Komentarze
Prześlij komentarz
Miło mi, że do mnie zaglądasz :) Bardzo mnie to cieszy, jak i każde kilka słów pozostawione przez Ciebie w komentarzach.
Życzę miłego dnia, pozdrawiam serdecznie i zapraszam ponownie :)